piątek, 25 grudnia 2015

Czarna owca.

-Czy na pewno WSZYSTKO spakowaliście? Nie będę jak rok temu wysyłać wam pocztą brakujących skarpetek!-krzyczała Molly Weasley biegając z góry na dół po pokojach swoich dzieci. Percy jak zawsze był gotowy już od dwóch dni, bliźniacy jak zwykle pakowali się 5 minut przed teleportacją, Ginny siedziała w salonie wtulona w Harrego co nie było niczym dziwnym skoro od roku są parą tak samo jak siedzący obok nich Ron i Hermiona.Pan Weasley w spokoju czytał gazetę próbując nie stanąć żonie na drodze.Co roku przed wyjazdem dzieci do Hogwartu była poddenerwowana.Wiadomo jak to mama ósemki dzieci. Beth Weasley siedziała na oknie w swoim pokoju.Spakowała się już dawno,tak naprawdę od powrotu do domu nie ruszała walizki.Tak bardzo chciała wrócić do szkoły.Tam miała przyjaciół z którymi mogła porozmawiać o wszystkim i o niczym.A tutaj w domu czuła się jak czarna owca.Nikt jej nie rozumiał i na dodatek te włosy.Rodzina Weasley'ów zawsze miała piękne rude włosy, które szybko stały się ich znakiem rozpoznawczym.A jej nawet nie przypominały rudego ani nawet jakiegoś jasnego koloru.Były ciemne jak smoła,ciemne jak noc.Od dzieciństwa była wytykana palcami,nawet w domu rodzeństwo wymyślało głupie żarty.Gdy podrośli docinki ustały jednak dziewczyna nadal czuła się dziwnie.Z całej rodziny dogadywała się tylko najstarszym Charliem który jedyny potrafił wywołać na jej twarzy niewymuszony uśmiech.
-Gotowa-spytał wchodząc do jej pokoju.Gdy zajął miejsce naprzeciw niej uśmiechnęła się szeroko.
-Oczywiście,byle jak najszybciej znaleźć się w pociągu.
-No dziękuję bardzo,szybko chcesz ode mnie uciec-po tym dostał poduszką w twarz
-Głupek,przecież wiesz że ciebie to bym zabrała ze sobą,gdybym mogła,ale nie mogę...po prostu tam czuję się jak w domu i wiem że tutaj też się wszyscy starają i w ogóle ale ...
-Rozumiem cię doskonale bo byłem w identycznej sytuacji.Nigdy nie sądziłem że gdzieś indziej niż przy mamie będę czuł się lepiej.A tu proszę..to nic złego-położył jej rękę na ramieniu.
-Dziękuję.A czy no wiesz Ron i Hermiona...czy oni..
-Pytasz czy przestali się obściskiwać na każdym kroku,tego to nie wiem ,chociaż myślałem że po tym co wyprawiali w nocy będą mieli dosyć..
-Będę rzygać...
Oboje roześmiali się głośno wspominając czasy kiedy nie trzeba było podejmować trudnych decyzji,a przyszłość wydawała się taka prosta.Charlie spojrzał na nią dając do zrozumienia,że muszą już schodzić.Dziewczyna chwyciła brata za rękę i zeszli na dół.W salonie stali już wszyscy.Artur machał wszystkim na pożegnanie , a Molly ściskała po kolei. Beth przewróciła oczami widząc Harrego wodzącego palcami po karku Ginny.Charlie westchnął:
-Kiedyś ktoś też będzie cię tak miziać,zobaczysz.
Dziewczyna roześmiała się głośno jakby opowiadział świetny dowcip.
-Nie,błagam.Jeszcze tego mi brakuje,nie..to nie dla mnie.
-Też tak mówiłem,i proszę trafiło mnie.
-Tylko że ty z Cecilią się przyjaźnicie,nie zamierzacie brać ślubu,prawda?
 Cisza która nastąpiła między nimi była jednoznaczna.
-Charlie!!-Beth spojrzała na niego przerażonym wzrokiem.Ten przytulił ją i życzył udanej podróży.Chwilę później znajdowała się na dworcu próbując przecisnąć z wielkimi bagażami.Każdego roku 1 września były tu tłumy.Każdy czarodziej bądź czarodziejka chciał zająć jak najlepsze miejsca czyli te jak najdalej przedziału nauczycieli. Beth z reguły siadała razem z Ronem,Hemioną,Harrym i Ginny. Przez całą drogę próbowała skupić wzrok na książce byle nie widzieć żadnych maślanych oczy czy szybkich pocałunków.To nie było tak,że nie wierzyła w miłość.Tylko bycie jedyną samotną osobą w gronie rodziny i przyjaciół nie jest najprzyjemniejszym uczuciem.Szczególnie gdy wszyscy wmawiają ci że powinnaś sobie kogoś znaleźć.Ona po prostu czekała na to coś.Nawet jeśli trwałoby to całe życie.Choć ta perspektywa była przerażająca.Najbardziej denerwował ją Ron który przez to że urodził się minutę i 55 sekund przed nią czuł się od niej lepszy i gdy tylko miał okazję przypominał o tym.Nie miał ani wyczucia ani  taktu.Wiedział kiedy uderzyć by zabolało.
-Gdybyś kogoś miała taki widok jak my nie płoszyłby cię.
Dziewczyna zamrugała kilka razy by uspokoić oddech i powstrzymała się od dania mu w papę.Zamknęła delikatnie książkę i spojrzała na niego.
-Nie musisz się tak o mnie troszczyć,ja nie potrzebuję nikogo.Sama daję sobie świetnie radę,po za tym mam przyjaciół.Na to prychnął i dodał:
-Jeśli masz na myśli tą fretkę i śmierciożercę który jest tak samo chory jak jego ojciec....-nie dokończył gdyż dostał w twarz.Od uderzenia upadł na podłogę i jęknął głośno.
-Co ty robisz!!!-krzyknęła Hermiona pomagając Ronowi wstać
-Jeśli jeszcze raz obrazisz Draco to dostaniesz mocniej.Wiesz że to wspaniałe uczucie tak czasem kogoś walnąć w pysk.-uśmiechnęła się i wyszła z przedziału,trzaskając drzwiami.Była wściekła i nie do końca zdawała sobie sprawę co zrobiła.Dotknęła nadgarstek który zaczął mocniej boleć.Jednak w tym momencie lekko się uśmiechnęła.Jak on mógł obrażać Dracona z którym ograniczał się do słów:Spadaj bądź Zamknij się fretko.Już w pierwszej klasie znalazła wspólny język z arystokratą.Jasne,przyjaźń między Gryfonem a Ślizgonem była niemal rzadkością ale Draco był inny .Potrafił być miły,wrażliwy a nawet życzliwy.Bardzo różnił się od członków swojego domu.A co najważniejsze nie oceniał jej.Rozumiał jej decyzję gdy sądził że były złe to o tym zakomunikował.Nie krytykował tylko pocieszał i podnosił na duchu.Takiego przyjaciela potrzebowała.Nadal wściekła z podniesionym ciśnieniem szła korytarzem w niewiadomym celu.Po prostu jak najdalej od wspaniałej rodzinki.Nikt jej nie bronił,nawet Ginny. To bardzo bolało.Przymknęła oczy,wzięła głęboki oddech.I BUM. Straciła równowagę upadając z hukiem na ziemię.Niestety bądź stety runęła na kogoś.Otworzyła oczy i ujrzała twarz mężczyzny o pięknych,brązowych ,przenikliwych oczach.Były tak hipnotyzujące że gdyby nie świst lokomotywy nie wróciłaby do rzeczywistości.Zaraz na jej polikach pojawiły się rumieńce.
-Matko,przepraszam,to moja wina....głupia...zamknęłam oczy..znaczy nie chciałam..po prostu on mnie zdenerwował..i wtedy...-słowa wylatywały z jej ust z prędkością światła.Zawsze tak było gdy się denerwowała.Ale dlaczego akurat teraz?Mężczyzna uśmiechnął się ciepło i chwycił jej dłoń.
-Spokojnie ,nikt nie zginął,to tylko mały wypadek.Zaśmiała się nerwowo,po czym oboje wstali.
-Dziękuję,po prostu ...nie ważne...Twarz mężczyzny zasmuciła się.
-Na pewno,wszystko w porządku? Spojrzała na niego.Po raz pierwszy ktoś pyta ją jak się czuje ,znaczy się mężczyzna i to przystojny.
-Taak-zająknęła się .Odetchnął głęboko.
-To dobrze,a tak właśnie ,nie przedstawiłem się ..Remus Lupin.
-Ja nazywam się Beth Weasley.
-Miło mi.
-Mnie również.
I tak stali patrząc się na siebie,nie zwracając uwagi na czas.Nie byli nawet zawstydzeni.
-Ja.. muszę sprawdzić co się dzieję w innych przedziałach..wiesz..pierwszoroczni.Dziewczyna ocknęła się z transu i rzekła: och,oczywiście ,jeszcze raz przepraszam.
-Nie ma za co.Do zobaczenia. Pożegnał się i wszedł do pierwszego przedziału.
-Tak..do zobaczenia...-wyszeptała opierając się o okno.Przymknęła powieki wracając myślami do tych złocistych i tajemniczych oczu.Czuła że szybko się ich nie pozbędzie z umysłu.Fakt mężczyzna był nieco starszy i mógłby być jej nauczycielem,ale miał w sobie to coś co nie pozwalało o sobie zapomnieć.A może to dlatego że był po prostu życzliwy?Że nie zwrócił uwagi na jej nazwisko i nie wygłosił głupiego komentarza?Że nie odwrócił się plecami z gniewną miną i ruszył do przodu bez słowa?W tej chwili nie miała pojęcia dlaczego.Wolała się skupić na nim samym.
Boże..co mi się stało??!!-pomyślała -Zamieniłaś z nim tylko parę słów i jeszcze zachowałaś jak kompletna idiotka...O czym ty myślisz??!! Przestań!!-zbeształa się w myślach
-Wszystko w porządku?-zapytał młody Malfoy przechodząc obok-Właśnie cię szukałem? To prawda,że przywaliłaś Ronowi? Heh..muszę przyznać jestem z ciebie dumny. Czy ty...się rumienisz??
Dziewczyna szybko spojrzała na niego powracając na ziemię.
-Ja..nie..znaczy...chodźmy z stąd..wiesz gdzie..-uśmiechnęła się tajemniczo.On wiedział o co chodzi.Wziął ją za rękę i dotarli na koniec pociągu gdzie za pomocą zaklęć ukryli swój mały przedział.W dawnych czasach,w czasach wojny przewożono tam jedzenie i leki dla poszkodowanych.Znaleźli to miejsce rok temu kiedy dziewczyna nie wytrzymywała zachowania Rona.Zajęli miejsca przy oknie by obserwować widoki za oknem.Rozległe pola,geste lasy i ogromne jeziora.Lubiła te krajobrazy,wpatrując się w nie mogła się wyciszyć i pomyśleć.Dlatego Draco nic nie mówił i cierpliwie czekał wiedząc że potrzebuje chwili oddechu.
-Tak to prawda,przywaliłam mu.Z jednej strony dostał za swoje,ale z drugiej czuję się z tym okropnie.Nigdy coś takiego mi się zdarzyło.Zawsze kontrolowałam emocje,no..starałam się,ale udawało mi się,a dzisiaj po prostu czułam że zaraz wybuchnę..przecież oni nie robią nic złego,po prostu są razem,szczęśliwi..dlaczego mi to przeszkadza...jestem szurnięta.
Malfoy szturchnął ją ramieniem.
-Przestań-krzyknął-Nie masz prawa tak mówić.A Ron zasłużył sobie na to.Już za samo przyjście na świat powinien..-przerwał widząc jej karcący wzrok.-Tak wiem,to wciąż twój brat.Czasem o tym zapominam.Jesteś taka inna..lepsza niż on.A po za tym wracasz do szkoły i zaczną się treningi Quiddicha to wyrzucisz z siebie tą energię.
Beth prychnęła gdyż zdawała sobie sprawę że to i tak nic nie da,ale była mu wdzięczna za radę.
-A jak tam Connie?-zmieniła temat żeby nic więcej z niej nie próbował wyciągnąć.
-A..Connie bardzo dobrze. Spotkaliśmy się kilka razy w wakacje i było..miło-odpowiedział błagając w myślach by dalej nie pytała. Connie była od niego rok młodsza i należała do Ravenclawu. Była zabawna i pomocna,ale nie sądził by wyszło z tego coś więcej.Po prostu nie czuł tego czegoś(nikt nigdy tego nie nazwał ale  kiedy nadeszło to się to czuło).Była tylko koleżanką z którą czasem można oderwać się od szkoły i pogadać na inne tematy. Beth zauważyła jego niepewność więc nie pytała.W milczeniu dojechali do stacji.
-Pójdę po bagaż-wycedziła jednocześnie wzdychając
-Dasz radę-poklepał ją po ramieniu i wyszedł z pociągu.Na szczęście w przedziale już nikogo nie było więc przynajmniej do kolacji nie będzie musiała się tłumaczyć Hermionie dlaczego to zrobiła.Sięgnęła ręką po torbę i syknęła .Nadgarstek wciąż był zaczerwieniony i teraz dziwnie spuchnięty.Pod ciężarem bagażu niebezpiecznie  zachwiała się i gdyby nie silne objęcie wokół talii upadłaby na podłogę.Spojrzała w górę i znów te oczy.
-Sądzę,że w takim stanie przyda ci się pomoc.

3 komentarze:

  1. Wow no nieźle o: Nie spodziewałam się takiego początku...Ja tam się nie dziwię Beth, że nie mogła oderwać od Remusa oczu ^^ Czekam z niecierpliwością na kolejną część!

    OdpowiedzUsuń
  2. Beth dlugo nie bedzie mogla odpedzic sie od tych oczu co jej wogole nie przeszkadza 😍

    OdpowiedzUsuń