niedziela, 27 grudnia 2015

Światło latarni.

Ostatnie słowa jakie zapamiętała przed straceniem przytomności to Ron...nie żyje.Czuła wtedy jakby ktoś wyrwał połowę jej serca wypalając bliznę na pozostałej części.Mówi się ,że bliźniaków łączy szczególna,magiczna więź którą trudno opisać.Są jak dwa identyczne magnesy,które po złączeniu tworzą jedną całość.I pomimo tych wszystkich kłótni, głupich docinek Beth wiedziała,że jedno bez drugiego żyć nie może.Gdzieś głęboko w jej podświadomości tlił się mały promyczek nadziei,że jej brat wciąż żyje.Ron zawsze był silny i wiele razy to udowadniał.Był opiekuńczy,troskliwy czasem nawet za bardzo ale Beth to rozumiała.Była jego młodszą siostrą, a on obiecał się nią opiekować i chronić przed złem. Żyje,na pewno,przecież..mnie nie zostawi..przyrzekł że zawsze będzie obok... Miała wrażenie,że powoli opada na dno oceanu przypominając sobie że nie potrafi pływać a także oddychać pod wodą.Nie miała siły dalej walczyć,było jej wszystko jedno.W tej chwili pragnęła tylko umrzeć,zasnąć na zawsze,uciec z tego strasznego świata.Chyba zaczynała rozumieć samobójców..to wcale nie było tchórzostwo a odwaga.Odebrać sobie życie nie jest łatwo ale stracić bliską osobę to prawdziwe męki.Ból przeszywający duszę,nie pozwalający myśleć,ruszać się , oddychać...To było okropne.Uczucie pustki objęło całe jej ciało stanowiąc ogromny ciężar.Cały czas opadała..powoli..bezwładnie..godząc się z tym..poddając się temu i wtedy dostrzegła białe światło...

-Kochanie,proszę cię otwórz oczy,błagam-Molly od trzech dni nie odstąpiła córki na krok.Modliła się o cud,by jej mała córeczka wreszcie się obudziła.Mocno ściskała jej dłoń od czasu do czasu ścierając z niej swoje łzy.Artur ścisnął ramię żony z trudem powstrzymując się od płaczu.Czuł się taki bezradny,chciał coś zrobić ale nie wiedział co.Jak mógłby pomóc córce która od kilkunastu godzin balansuje między życiem a śmiercią?Jego słodka i niezwykła Elizabeth...
-Ron,wiemy że jesteś w szoku ale musisz nam powiedzieć wszystko co pamiętasz...-głos dyrektora wtargnął do jego głowy chociaż chłopak wcale tego nie chciał.
-Pamiętam dworzec...pociąg...jej uderzenie na które zasłużyłem.wróciłem po torbę którą zapomniałem wziąć z przedziału..a dalej nic....boże...powiedzcie,że ona z tego wyjdzie..powiedzcie jej że może na mnie krzyczeć ile chce tylko nie pozwólcie jej...odejść-Hermiona mocniej ścisnęła jego dłoń.Ron pociągnął nosem nie mogąc opanować drżenia rąk.Przymknął oczy próbując nie rozpaść się na kawałki.
-Czyli urok został rzucony w pociągu-dodałam McGonagall opierając się o łóżko ucznia.-Ale kto mógł to zrobić i jak się tam znalazł. To zaawansowana czarna magia,żaden z uczniów nie potrafiłby rzucić tak potężnego zaklęcia.
-To prawda Minerwo,ale najważniejsze pytanie to gdzie jest ta osoba i czy na pewno nie ma jej w Hogwarcie? Wszyscy w sali wzdrygnęli na samą myśl że ktoś taki mógł spokojnie spacerować sobie po korytarzu,obserwować ich codzienne obowiązki jednocześnie realizując swój plan.
-Ron czy na pewno nic więcej sobie nie przypominasz?Żadnych głosów w głowie,poleceń..-zapytał Severus Snape próbując odgadnąć zamiary i cel rzucenia zaklęcia.Ron zastanowił się.
-Znaczy..czułem się jak w zamkniętej puszce.Byłem tylko obserwatorem,a ciało robiło swoje.Głos pojawiał się tylko na parę sekund i mówił,że mam ją odsunąć od profesora Lupina.Nagle oczy zgromadzonych w skrzydle szpitalnym zwróciły się w kierunku Remusa.On sam był zdezorientowany i przerażony,a widok Beth drobnej,zimnej i tak kruchej w jego ramionach spędzał mu sen z powiek.Tak bardzo się bał,tak bardzo bał się że ją straci.Ona była jego światłem,jego drogowskazem.Te godziny bez jej głosu,spojrzenia,dotyku dały mu zrozumienia że poczuł do niej coś więcej niż przyjaźń.Coś czego nie potrafił i nie chciał zatrzymać.Była jego ostoją a zarazem obłędem.Działała na niego jak narkotyk,im dłużej z nią przebywał tym więcej jej pragnął.Nie umiał tego wyjaśnić,ale po prostu to czuł.
-Jak to odciągnąć?-ciszę przerwał zachrypnięty głos Molly która niczego już nie rozumiała.
-Remusie,wiesz kto to może być?-Dumbledore spojrzał na niego współczująco widząc w jakim jest stanie.Lupin nie zdołał wykrztusić z siebie ani słowa tylko pokręcił przecząco głową.Zastanawiał kto w ogóle wiedział o jego relacji z Beth?Nie miał żadnych wrogów,całe życie starał się unikać jakichkolwiek konfliktów.Komu zależało na jego cierpieniu?I dlaczego to robi? Im więcej myślał tym więcej pojawiało się pytań a na żadne nie znał odpowiedzi.

Po tym zdarzeniu Dumbledore zwiększył straż w Hogwarcie karząc wszystkim nauczycielom przetrząsnąć cały zamek.I tak jak się domyślał na początku nic nie znaleźli.Tylko głupiec zostałby w miejscu w którym zaplanował morderstwo i popełnił błąd.Siedząc w swoim gabinecie analizował całą sytuację.Ktoś chciał zlikwidować Beth by w ten sposób zranić Lupina.Czy ten ktoś domyślał się że spotkanie dziewczyny i jej nauczyciela wcale nie było przypadkowe? A może po prostu wie o wszystkim i próbuje ich rozdzielić?Albus był potężnym czarodziejem,wiele w swoim życiu widział toteż miała wiele tajemnic i sekretów.Aby jego plany działały bez zarzutu nie mógł nikomu nic powiedzieć.Niestety kiedy sprawy wymknęły się spod kontroli należałoby złamać zasady.Dlatego wezwał do siebie Severusa. Severus Snape był jego asem w rękawie.To właśnie on odgrywał rolę szpiega który przynosił mu bardzo cenne informację dotyczące działań podjętych przez Voldemorta i jego podwładnych.Nigdy się na nim nie zawiódł i cenił każdą jego radę.Znał Snape'a od kiedy ten był jeszcze małym chłopcem,znał jego przeszłość,wiedział ile przeżył i ile musiał poświęcić.Nie znał osoby bardziej skrzywdzonej przez życie.Po tylu latach współpracy nauczył się,że każda pomoc skierowana w jego stronę zostanie odrzucona. Severus wypruł z siebie jakiekolwiek uczucia,stał się obojętny na wszystko co ludzkie,a Dumbledore jako najbliższa mu osoba po wielu latach starań przestał naciskać na Snape'a.
-Wzywałeś mnie-odezwał się profesor z beznamiętnym wyrazem twarzy
-Tak,proszę usiądź-Albus przyjrzał się mu bardzo uważnie.Podkrążone oczy sugerujące więcej niż jedną nieprzespaną  noc,lekko drżące dłonie wywołane stresem i oczy pełne żalu i bólu.Mało kto to dostrzegał-Czy sądzisz że po tym co zdarzyło się tutaj kilka dni temu nadal jest sens to ukrywać?
Severus wbił w niego swoje lodowate spojrzenie,robił tak za każdym razem gdy dyrektor poruszał ten temat.Oczywiście,że wolał żyć bez tych wszystkich tajemnic,ukrywania prawdziwego siebie,kłamstw które jako tako trzymały to wszystko w garści.Pragnął być wreszcie wolny ale to marzenie ściętej głowy.Na tym etapie nie da się niczego cofnąć,naprawić błędów przeszłości,zmienić źle podjęte decyzję.Koniec.Kropka.Stało się.Tak musi być.
-Mam nadzieję,że wezwałeś mnie w pilniejszej sprawie,bo jeśli nie to tracę tylko swój czas-warknął po czym wstał i ruszył w kierunku drzwi.
-Hybryda-powiedział Albus stojąc przy oknie.W tym miejscu jego umysł zdawał się pracować najszybciej.
-Słucham?-rzucił Snape znów przybierając maskę.
-Zapewne zastanawiałeś się co jest przyczyną takich a nie innych relacji między Elizabeth a profesorem Lupinem.Gdybyś zinterpretował to jako przyjaźń nie byłbyś w błędzie,nawet  stwierdzenie więcej niż przyjaźń nie byłoby złe,jednak najtrafniejszym określeniem jest właśnie hybryda.-a widząc minę Severusa dodał-Nie spodziewałeś się tego,prawda? Spokojnie,bo ja także.Sądziłem,że to wydarzy się za kilkaset lat,a tu proszę rzekoma moc ujawniła się właśnie teraz.
Snape uderzył pięścią w drewniany blat.
-Chcesz powiedzieć ,że ta cholerna czapka miała rację??!!
Dumbledore nagle spoważniał.
-Tak,ale to nie jest najgorsze.Bo skoro pojawiła się hybryda to znaczy że czekają nas bardzo niespokojne czasy.

Tej nocy Remus był wyjątkowo niespokojny.Kręcił się po swoim gabinecie w tę i z powrotem nie mogąc znaleźć sobie miejsca.Gdyby tylko znów mógł zobaczyć te szmaragdowe oczy na pewno by się uspokoił.Dziewczyna była jego odskocznią od codzienności przy której niczego nie musiał udawać.
Rozgryzłam cię.
Był tym bardzo zaskoczony.Wystarczyło kilka minut rozmowy by wyciągnęła na wierzch to co chciał ukryć.Rozłożyła go na czynniki pierwsze a on błagał by nie składała go z powrotem.Sprawiała że mógł na chwilę zapomnieć,odpłynąć z nią daleko.
Typ samotnika.
Gdyby tylko znała prawdę,byłoby mu o wiele łatwiej.Tak bardzo chciał,żeby sama się domyśliła wtedy nie musiałby się tłumaczyć.Ale ona zapewne nawet w małym stopniu nie zastanawiała się kim on tak naprawdę jest.Ironią losu stało się to,że on sam nie wiedział.Nie miał pojęcia kim jest....bez niej był nikim.Bez niej czuł się jak ziarenko piasku na  plaży ,jak jedna mała gwiazda w całym kosmosie.Nigdy wcześniej nie czuł do nikogo czegoś tak cholernie intensywnego.Całe życie tłumaczył sobie,że uczucia są problematyczne,że przynoszą rozczarowanie i cierpienie.A sam wpadł w ich sidła.Nienawidził siebie za to.Za to,że pozwolił jej wejść do swojego umysłu nawet jeśli była to najprzyjemniejsza rzecz jaką kiedykolwiek poczuł.Siedział teraz przy niej delikatnie muskając jej dłoń.Była taka krucha i słaba,usta spierzchnięte,włosy rozpuszczone okalały jej twarz.Zebrał kilka kosmyków i schował za ucho.Słuchaj jej spokojnego oddechu i dźwięku bijącego serca który w tym momencie był dla niego najpiękniejszym dźwiękiem jaki kiedykolwiek dane mu było usłyszeć.
-Proszę cię,zrób to dla mnie...obudź się...poradzimy sobie jakoś...przepraszam...-wyszeptał drżącym głosem-Tak bardzo pragnąłem mieć cię przy sobie..byłem zwykłym egoistą...a teraz jestem statkiem a ty moją latarnią..więc zaświeć się...proszę... bo się zgubiłem.
Nagle poczuł lekki uścisk dłoni.Jego oddech przyspieszył,a przyjemne ciepło rozlało po całym ciele.
-Beth?

Najpierw było ciemno,zimno i pusto.Potem nagle jasno,ciepło które otuliło ją z każdej strony i głos który kazał walczył.Rozpaczliwy ton kazał jej iść prosto przed siebie,nie zatrzymywać się tylko biec ile sił w nogach.Na początku nie chciała,opierała się ale im bardziej się starała tym głos stawał się głośniejszy,pełen wyrzutów sumienia,pełen uczucia którego do końca nie rozumiała.Kiedy w końcu zdecydowała się nie poddawać ,zdała sobie sprawę,że gdzieś już go słyszała.Znajomy głos,którego właściciela chyba znała.Nie była pewna.Nie była pewna niczego.Gdzie jest?Co się stało?Dlaczego nie ma pojęcia kim jest?Zbyt wiele pytań za mało odpowiedzi.Czuła,że czegoś jej brakuje,czegoś bardzo ważnego.Czegoś o czym się nie zapomina.Czegoś o czym się pamięta.Nie umiała sobie nawet tego wyobrazić.Jaki ma kształt?Dlaczego jest takie ważne?Dlaczego boli a zarazem leczy?Dlaczego zaczynała czuć że to traci?Nie,nie chciała tego stracić.Musi to znaleźć i to szybko.Miała wrażenie,że jest już bardzo blisko,wystarczyło się bardziej postarać.Jeszcze tylko troszeczkę,jeszcze tylko parę kroków.
Jesteś moją latarnią.
Remus?Czy to on? Dlaczego ma taki głos? Jakby się bał...Ja jego latarnią?To ma sens.Chyba w końcu odnalazła to czego szukała.Znalazła swój zagubiony statek.Jak długo dryfował samotnie?Dni,miesiące ,lata? To było przerażające.Nikt nie powinien być sam.Nigdy.Samotność to klęska ludzkości.Spokojnie,już do ciebie idę.Tylko muszę się postarać,wiesz?Ale wreszcie znalazłam sposób...ciebie.
Zgubiłem się.
Nie prawda,nie możesz tak mówić.To ja cię zgubiłam,ale już idę,wracam do ciebie.Bądź cierpliwy,bo po drodze muszę jeszcze odnaleźć siebie...
Otworzyła szeroko oczy biorąc tak głęboki oddech jakby był jej pierwszym.Wyglądało to jakby się narodziła się na nowo.Rozejrzała się wokół,próbując przypomnieć co się stało.
-Spokojnie,już dobrze...musisz się uspokoić-powiedział Remus układając ją z powrotem na poduszkę.Mocno ścisnęła jego dłoń upewniając się że to nie sen a rzeczywistość.Mężczyzna pogładził ją po poliku nie mogąc oderwać wzroku od jej oczu.Szmaragdowy to już od dawna jego ulubiony kolor.Nawet gdyby chciał to zakończyć,to co działo się między nimi to od samego początku był na straconej pozycji.Gdyż to coś nie miało ani początku ani końca.To cały czas trwało i będzie trwało wiecznie.Oboje to wiedzieli,ale żadne nie miało odwagi powiedzieć tego na głos.Żadne nie miało odwagi odkryć swoich uczuć.I to był wielki błąd który o mało co nie stał się przyczyną tragedii.Gdy ich czoła się styknęły a oczy wchłaniały nawzajem wszystko stało się jasne.
-Zgubiłeś się.
-Odnalazłaś mnie.
-Mój statek.
-Moja latarnia.

2 komentarze: