niedziela, 27 grudnia 2015

Bohater dobry czy zły?

Mała ciemnowłosa dziewczynka schowała się w swoim pokoju by zaraz zacząć gorzko płakać.Dlaczego oni tacy są?Dlaczego mówią takie okropne rzeczy?To że jej włosy są innego koloru nie znaczy że jest gorsza.Była tak samo inteligentna jak oni a czasem jej się wydawało,że nawet bardziej.Myślała że po ostatniej karze jaką otrzymali od mamy przestaną.Niestety ich żarty stały się bardziej dobitne.Przecież to nie jej wina,już się taka urodziła.Czuła się jak piąte koło u wozu,niepotrzebna i zbędna.Drzwi do pomieszczenia zaskrzypiały i pojawił się w nich tata dziewczynki.Podszedł do niej,delikatnie starł łzy z policzka i posadził sobie na kolanach mocno tuląc.Głaskał ją po głowie pozwalając płakać.Wiedział,że tego potrzebuje.Czasem płacz jest nieunikniony a w pewnych sytuacjach nie można bądź nie da się go powstrzymać.Kiedy się uspokoiła uśmiechnął się ciepło i pocałował czubek jej głowy.
-A teraz coś ci opowiem-córka spojrzała zaciekawionym wzrokiem na tatę opierając się o jego ramię-Dawno dawno temu żył sobie pewien czarodziej.I to nie byle jaki bo posiadał ogromną moc.Potrafił przywracać do życia.Naprawdę! Kiedy umierała jego córka użył swoich zdolności by przechytrzyć śmierć.-I co? I co?-zaćwierkała dziewczynka widocznie zainteresowana opowieścią.Mężczyzna zachichotał-Udało mu się.Był bardzo potężnym czarodziejem.A na nazwisko miał Weasley.-córka szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia i podekscytowania-Niestety różnił się od swojej rodziny kolorem włosów,bowiem nie były rude jak się tego spodziewano tylko czarne.Młody Weasley nie przejmował się żartami i docinkami i pomimo wielu trudności wyrósł na wspaniałego i szanowanego czarodzieja.Krąży nawet legenda ,że w którymś pokoleniu ta jego wielka moc się ujawni.I kto wie,może to będziesz ty?-uszczypnął dziewczynkę w nosek i przytulił mocno.Miał nadzieję,że ta opowieść choć troszeczkę podniesie ją na duchu.Nie wierzył,że rodzeństwo zmieni stosunek do młodszej siostry ale modlił się by ta nie zamknęła się w sobie.Historia którą jej opowiedział była prawdziwa bądź nie.Po prostu na razie musiała wystarczyć....

-Uwierzyłaś tacie?-zapytał Remus po wysłuchaniu jej historii.Uwielbiał na nią patrzeć gdy o czymś mówiła.Oczy błyszczały jej bardziej niż zwykle,a głos przenikał jego umysł w sposób jakiego nie potrafił określić.Od ich pierwszego spotkania minęły dwa miesiące,a on nawet nie zauważył kiedy.Większość dnia pochłaniały mu zajęcia,dodatkowe koła,spotkania z resztą grona pedagogicznego no i te wspaniałe popołudnia spędzone z Beth. Na początku wielokrotnie tłukł się po głowie po ich rozmowach.Był jej nauczycielem,a czuł się zupełnie inaczej.Nie potrafił jej skatalogować w folderze"Uczennica".Wiele razy próbował,ale nic z tego nie wychodziło.Na dodatek dziewczyna nie była zbytnio pomocna.Rozmawiała z nim tak normalnie,tak jakby znała go od bardzo dawna.Uśmiechała się,wodziła tymi swoimi szmaragdowymi oczami,słodko marszczyła nosek,gdy była zła to krzyczała,gdy  zadowolona śmiała.To wszystko,te obserwacje jej stały się w pewnym sensie jego obsesją.Nie mógł o niej zapomnieć,przychodził na treningi chowając się między trybunami byle podpatrzyć jej wyczyny w powietrzu.Była niesamowita,taka zwykła a zarazem wyjątkowa.Zdrowy rozsądek już dawno go opuścił wiedząc że i tak nic nie wskóra.Rozum kazał mu przerwać tą przyjaźń,relację..czymkolwiek to było.Remus naprawdę starał się,układał w głowie tę rozmowę w której mówi jej że muszą zwolnić,jednak za każdym razem gdy w zasięgu jego wzroku pojawiały się te oczy..miękł a serce waliło jak oszalałe.Nie umiał tego racjonalnie wyjaśnić,zresztą czy w ogóle było to możliwe?Przecież nie był żadnym pedofilem ani fanatykiem młodych niewinnych kobiet on po prostu ześwirował na jej punkcie i to bardzo.Nie pamiętał nawet kiedy poddał się jej urokowi.Być może na samym początku?Być może trochę później?Nie miało to najmniejszego znaczenia.Ta rutyna,w której ona była bardzo mu się podobała.
-Na początku tak,wiesz byłam małą dziewczynką która potrzebowała bohatera.I tak pradziadek Hugo Weasley stał się moim.Najdziwniejsze było to,że nie mogłam znaleźć żadnego jego zdjęcia,nawet opisu w rodzinnej księdze.Kiedy rodzice mieli dosyć mojego ciągłego gadania o nim przestałam szukać,a mój bohater stał się częścią snów.-powiedziała opierając się o belkę mostu na którym stali.Było to ich ulubione miejsce,z dala od szumu czy krzyków uczniów,wybuchów z pracowni Snape'a i gwaru szkolnego życia.Tutaj mieli swój malutki świat ciszy i spokoju.Więcej nie było im potrzebne..sama wzajemna obecność wpływała kojąco na ich umysły po ciężkim dniu pracy i nauki. Beth mocniej okryła się szalikiem.Nadszedł listopad a z nim silne wiatry i niższe temperatury.
-A jak treningi? Za tydzień ważny mecz.Denerwujesz się?-tak bardzo chciał dostać się do wnętrza jej myśli by móc je naprawić gdy się zepsuły,posklejać w odpowiednich miejscach,złe wyrzucić,a te dobre zostawić. Beth westchnęła.
-Nie,ciężko ćwiczyłam jak i cała drużyna ,więc wierzę że wygramy.W tym roku nie damy znowu zrzucić się na drugie miejsce. Ślizgoni to cieniasy...-dodała z wyraźnym obrzydzeniem.
-Ale przyjaźnisz się z Draconem..
-W sporcie nie ma miejsca na sentymenty-próbowała naśladować głos McGonagall. Oboje głośno się zaśmiali by potem ruszyć w stronę zamku.Podczas drogi dziewczyna ukradkiem zerkała w stronę towarzysza.Nie miała pojęcia kiedy Remus stał się jej tak bliski.Otworzyła się przed nim jak dawno nie czytana księga,z wieloma błędami które on codziennie poprawiał.Nigdy nikomu nie opowiedziała tak wiele o sobie znając go zaledwie dwa miesiące.Była zaskoczona swoim zachowaniem,mając cichą nadzieją że jest w tym ukryty głębszy sens.
-Aha i zanim zapomnę.Nie ubieraj tej zielonej koszuli,błagam,zupełnie ci nie pasuje-oznajmiła gdy stali przed wejściem na dziedziniec.
-Dlaczego?To moja ulubiona?!-rzekł oburzonym tonem podpierając ręce na biodrach.
-Przykro mi,ale najlepiej by było gdybyś ją spalił-dodała zamykając drzwi.Remus zachichotał po czym skręcił do swojego gabinetu,który  jak uważał znajdował się zbyt daleko od dormitorium Gryfonów.

Minerwa McGonagall bardzo dbała o swoich podopiecznych.Zależało jej na szczęściu każdego z osobna.Gdyby wisiało nad nimi zagrożenie osłoniłaby każdego własnym ciałem.Pokochała te dzieciaki jak swoje własne.Czasem tak je właśnie traktowała. Beth Weasley w jej oczach była cichą,zagubioną dziewczyną,nie rozumianą przez rówieśników jak i swoje rodzeństwo.Próbowała z nią rozmawiać,niestety każda taka próba kończyła się gniewnym spojrzeniem uczennicy oraz trzaskiem drzwi.Więc kiedy zauważyła jej dziwną przemianę zaczęła interesować się jej źródłem.Niestety jej obserwacje nie przynosiły rezultatu.Zauważyła tylko,że częściej uśmiechała się w towarzystwie Harry'ego i Ginny.Ale to nie było to.Ze swoimi spostrzeżeniami podzieliła się z dyrektorem.
-Kochana,szukasz problemu tam gdzie go nie ma. Beth wyraźnie odżyła a ty uważasz to za coś złego.-Dumbledore znał przyczynę nagłej zmiany zachowania swojej uczennicy i był z tego bardzo zadowolony.Obmyślił sobie dokładnie taki bieg zdarzeń.
-Nie mówię,że to źle ale czy to nie dziwne że jednego dnia atakuje prawym sierpowym swojego rodzonego brata a drugiego  biega cała w skowronkach.-zaznaczyła profesor oczekując poparcia ze strony przełożonego.
-Droga Minerwo znasz temperament Rona Weasley'a więc skoro oberwał widocznie na to zasłużył.Proszę cię zostaw ten temat i zajmij się nadchodzącym meczem-poradził jej Albus podchodząc do okna.
-A mi się wydaję,że ty coś ukrywasz.Znów uroiłeś sobie jakiś cudowny sposób pokonania Sam-Wiesz-Kogo i jego koleżków.Tylko błagam cię nie wplątuj w to naszych uczniów.-podkreśliła z naciskiem ostatnie słowo.Dyrektor wpatrywał się w Bijącą Wierzbę,która w nadchodzącym czasie miała odegrać ogromną rolę."Przykro mi.Za późno"-pomyślał po czym chwycił z biurka małą miseczkę.
-Chcesz orzeszka?

No i nadszedł wyczekiwany przez wszystkich dzień.Dzisiaj miał się odbyć mecz pomiędzy Gryfonami a Ślizgonami.Uczniowie od dawna zakładali się która drużyna zwycięży stawiając coraz to wyższe sumy.Nie można było jednogłośnie określić która grupa ma większe szanse,ponieważ  każda składała się ze wspaniałych zawodników. Beth przed rozpoczęciem gry tradycyjnie podała dłoń Draco który mocno ją uścisnął krzycząć: Niech wygra najlepszy.Dziewczyna przytaknęła,wskoczyła na miotłę i wzbiła się wysoko w powietrze.Kiedy gwizdek rozpoczął pojedynek trybuny zawrzały.Gryffindor!! Slytherin!!-przekrzykiwali się pasjonaci sportu obserwując dokładnie każdy ruch na boisku.Niestety pierwsze zdobyte punkty należały do "zielonych" którzy bez problemu przebijali się przez obronę "czerwonych".Beth obserwując taktykę przeciwników krzyknęła do Oliviera:
-Niech Fred zajmie się Jasonem ,wtedy George będzie miał możliwość strzału!!.Wood wykonał jej polecenie co pozwoliło na wyrównanie wyniku.Nagle przed jej twarzą zabłysnął złoty znicz,jej cel do zdobycia.Pospieszała swoją miotłę goniąc znicz który dziś był wyjątkowo złośliwy.Latał pomiędzy zawodnikami co groziło kolizją.Dziewczyna sprawnie wyminęła kolegów a widząc Dracona lecącego w jej stronę uśmiechnęła się.Teraz zacznie się prawdziwa zabawa.Spojrzała na przyjaciela triumfującym wzrokiem przypominając  ,że jest od niego znacznie szybsza.Jednak Malfoy nie dawał za wygraną przez dłuższy czas siedział jej na ogonie próbując zdekoncentrować.Niestety nie udało mu się a na domiar złego miotła dziewczyny dziwnie przyspieszyła i uciekła mu z pola widzenia. Beth wyciągnęła z całej siły rękę w stronę znicza który był tak blisko.
-Dasz radę-szepnął Remus mocno trzymając kciuki.Miotła dziewczyny jakby go usłyszała bo nagle szarpnęła do przodu zbliżając się do znicza którego z łatwością złapała Gryfonka.GRYFFINDOR WYGRYWA!!-krzyczał Lee Jordan przez megafon.Na trybunach rozległy się wiwaty i owacje.Nareszcie Dom Lwa pokonał Dom Smoka.Olivier wyściskał Beth prawie ją dusząc i pobiegł wyściskać drużynę.Dziewczyna cały czas stała pośrodku boiska wpatrzona w znicza.Nie mogła uwierzyć w to co się stało.Zawsze marzyła o tej chwili.Serce waliło jej jak młot a oczy zaszły łzami.Oczywiście były to łzy szczęścia.W końcu pokazała wszystkim co potrafi i miała nadzieję,że od teraz koledzy zaczną ją traktować z szacunkiem.
-Dobra robota-poklepał ją po plecach Draco skrycie ciesząc się z wygranej przeciwników.Nie mógł przecież pokazać swojej drużynie że wspiera Gryfonów.Wiadomo przyjaźnił się z Beth lecz niektóre rzeczy musiały pozostać niezmienione.Wieczorem w Pokoju Wspólnym odbyła się wielka impreza na cześć wygranych.Pomimo iż najbardziej przyczyniła się do tego Elizabeth nie było jej w pomieszczeniu.Nie lubiła takich przyjęć,szczególnie na których ludzie ściskają cię z wymuszonym uśmiechem i gratulują sukcesu chodź woleliby widzieć cię na samym dnie.Spacerowała korytarzami próbując przypomnieć sobie to uczucie błogości kiedy trzymała w dłoni złoty znicz.Nagle ktoś szarpnął jej ramię i przygwoździł ją do ściany.
-Ała,puszczaj-krzyknęła ,wyrywając się.
-Masz go zostawić,rozumiesz?-poznała ten głos od razu.To był Ron chociaż wcale go nie przypominał.Podkrążone oczy,włosy tłuste ukryte pod kapturem i to zabójcze spojrzenie którego siostra nigdy jeszcze nie widziała.Spojrzała na niego z przerażeniem.
-Ron,co ty wyprawiasz?! O co ci chodzi?! Posłuchaj mnie..-nie pozwolił jej dokończyć tylko mocno zacisnął dłoń na jej szyi.Zaczęła się krztusić,a chwilę przed oczami pojawiły się mroczki spowodowane brakiem tlenu.
-To ty mnie posłuchaj,bo nie będę się powtarzał.Albo go zostawisz albo całkiem przypadkiem stanie ci się coś nie dobrego..na przykład wylecisz w powietrze-wycedził nie rozluźniając uścisku wręcz przeciwnie.Dziewczyna powoli traciła kontakt z rzeczywistością.Oszołomiona jego gwałtownym zachowaniem wymachiwała rękami i nogami na wszystkie strony próbując się uwolnić.Niestety brat był silniejszy.
-Puść ją!-te dwa słowa uratowały ją przed być może śmiercią.Ron błyskawicznie puścił jej gardło rzucając się do ucieczki.Dziewczyna bezwładnie opadła na zimną posadzkę.Chwilę później znajdowała się w ciepłych ramionach Lupina który niósł ją do Skrzydła Szpitalnego.Pani Pomfrey natychmiast zajęła się pacjentką.Na szczęście oddychała,a prawidłowa reakcja na bodźce ucieszyła pielęgniarkę.Podała dziewczynie eliksiry na wzmocnienie a kiedy była w trakcie wstrzyknięcia eliksiru słodkiego snu jakaś uczennica wbiegła do sali krzycząc:Ron Weasley jest ranny i...chyba nie żyje.

1 komentarz: