sobota, 26 grudnia 2015

Typ samotnika

Tej nocy spała wyjątkowo dobrze.Nie dręczyły ją koszmary co było lekkim zdziwieniem bo zdołała się do nich przyzwyczaić.Chłód,ciemność i postać zawsze w dużej odległości od niej.Nigdy nie widziała jej twarzy,nie miała pojęcia kim jest.Kiedy była młodsza bardzo bała się tej tajemniczej osoby,jednak z roku na rok lęk został zastąpiony przyzwyczajeniem.Nie opowiadała o tym nikomu,nie sądziła że to cokolwiek zmieni.Zresztą nie należała do osób które rozpowiadają o sobie na prawo i lewo.Wolała uporać się z tym sama.Czasem nawet się jej to udawało.W bardzo dobrym nastroju weszła do Wielkiej Sali na śniadanie,nawet Ron stojący z Hermioną na korytarzu nie zdołał wyprowadzić jej z równowagi.Cały czas myślami wracała do wieczornej rozmowy z Lupinem.Obiecała sobie,że jeszcze raz podziękuję mu za wyleczenie nadgarstka.Dzięki temu weźmie udział w dzisiejszym treningu Quddicha.A o tym marzyła całe wakacje.Tym razem zajęła miejsce obok Dracona i Blaisa,którzy na jej widok znacznie się rozpromienili.
-Widzę,że nie wstałaś lewą nogą-zagadnął Blaise siadając obok.
-Na szczęście nie.Czuję się wspaniale.-zawołała radośnie nakładając sobie kanapkę na talerz. Draco zwrócił uwagę na jej dłoń.
-Z nadgarstkiem już wszystko dobrze?
-Tak,jest poskładany na swoim miejscu-uśmiechnęła się szeroko zerknąwszy na stół nauczycieli.Remus odwzajemnił uśmiech wiedząc o co chodzi.Pansy zauważyła to po czym dodała:
-Ktoś tu się zakochał!-zaćwierkała radośnie zmuszając Beth do zwrócenia na siebie uwagę.Dziewczyna rzuciła gniewne spojrzenie i przypomniała wszystkim o pierwszej lekcji jaką były eliksiry.Grupka uczniów przestała jeść z wyrzutem patrząc w jej stronę.
-Blaise nie masz co się szczerzyć,gdyż w tym roku zabieram ci Beth-zakomunikował Draco obejmując ramieniem przyjaciółkę.
-Słucham??!!-krzyknął przerażony Zabini szukając pocieszenia u Elizabeth.Ta jednak pokręciła przecząco głową.To że Beth nie miała problemów z Eliksirami wiedzieli wszyscy w Hogwarcie. Niestety nawet to nie wzbudziło sympatii Snape'a który traktował ją gorzej niż Neville'a który ledwo zaliczył ten przedmiot.Dziewczyna była tym trochę przygnębiona,ale powtarzała sobie że to tylko przejściowe.Niestety nie było.
W sali jak zawsze panował półmrok.Pierwszoroczniacy bali się tych komnat i szerokim łukiem omijali Severusa Snape'a. Już na samym początku dawał do zrozumienia że to będzie najtrudniejszy przedmiot i żeby modlili się o cud zdania tego roku.Rzeczywiście był bardzo wymagającym nauczycielem lubiącym częściej karać niż nagradzać.Skargi do dyrektora nic nie wznosiły toteż uczniowie dali sobie z tym spokój.Szósty rocznik zajął właśnie miejsca kiedy do klasy wkroczył powiewającym swoimi szatami profesor.Zasłonił okna,jednym ruchem ręki zapalił świeczki i stanął przed klasą.Obejrzawszy ich twarze po kolei przemówił:Przed wami kolejny rok nauki eliksirów.Nie cieszcie się zbytnio gdyż to że wszyscy zdali w poprzednim roku nie jest sukcesem.Widząc wasze prace na zaliczenie stwierdziłem,że w tej szkole nie ma ucznia chociażby przeciętnego.Żeby was zbytnio nie urazić powiem tylko że jesteście beznadziejni.
Nikt się tym zbytnio nie przejął,bo słyszeli te słowa dość często. Snape kazał otworzyć im podręczniki na stronie 20 i przepisać notatki z tablicy.Temat dotyczył wywaru Słodkiego Snu.Jest to eliksir powodujący natychmiastowe zaśnięcie.Podaje się go zazwyczaj osobom cierpiącym na bezsenność bądź małym dzieciom mającym problemy ze snem.Jest podawany w szpitalu.Po jego wypiciu nie ma się żadnych snów.
"Przydałby mi się"-pomyślała Beth kończąc notatkę.Gdy większość klasy odłożyła pióra Snape stanął przy stoliku Rona i drwiącym głosem zapytał:
-Weasley,nie od dawna wiem że twoje szare komórki rzadko wysilają się do myślenia,więc zadam bardzo łatwe pytanie.Swoją drogą pierwszoroczniacy znali poprawną odpowiedź,a zatem:Jakiego zwierzęcia róg dodaje się do wywaru antidotum na trucizny?
Ron przełknął ślinę próbując znaleźć w głowie rozwiązanie.Nie miał pojęcia nawet jak ten eliksir wygląda.Zresztą był zdziwiony że to on został spytany pierwszy.Zawsze zaczynał od Beth która znała wszystkie wywary i nie miała trudności z odpowiedzią.
-Yyyy..róg..tego...no..-wyjąkał Ron wywołując zadowolenie na twarzy profesora.
-Tak myślałem.Od tej chwili módl się bardzo żarliwie gdyż mam na ciebie oko,Weasley-wycedził po czym zaczął dyktować kolejną notatkę. Draco szturchnął Beth ramieniem gdy opuszczali komnaty.
-Cóż za odmiana.Nie obraził cię przez całą lekcję za to uwziął się na Ronie.Hm..naprawdę go lubię.
-Czy to źle że się z tego cieszę?-zapytała gdy ruszyli w stronę boiska.
-Ani trochę.
Młody Malfoy odprowadził przyjaciółkę na trening Quddicha po czym wrócił do zamku na kolejne lekcje.Dziewczyna wzięła głęboki oddech wchodząc na boisko.Czuła się jak w niebie.Nareszcie po dwóch miesiącach wraca w miejsce gdzie nie musi się nikomu z niczego tłumaczyć.Może latać do woli wykonując przeróżne akrobacje.Uwielbiała moment rozpoczęcia meczu.Tę adrenalinę która towarzyszyła jej w poszukiwaniu znicza.Ten wiatr we włosach i tę wolność.
-Witajcie.Nawet nie wiecie jaki jestem szczęśliwy,że przez wakacje nie robiliście żadnych głupstw i cali wróciliście tutaj.-ogłosił Olivier Wood kapitan drużyny Gryfonów
-Kto nie robił ten nie robił-szepnął jej do ucha Fred.Dziewczyna przewróciła oczami lekko się uśmiechając.Molly przez całe wakacje próbowała odciągnąć bliźniaków od ich hobby(czyli tworzenia zabawek które po 5 minutach stawały w płomieniach).Nie udało jej się i co dwa dni musiała kupować nowe zasłony,obrusy i pościele.Olivier przedstawił drużynie nową taktykę którą opracował przez te dwa miesiące.W tym roku mieli skupić się na obronie gdyż to było ich słabym punktem .Beth wypuściła złotego znicza i przez cały trening próbowała jak najszybciej go złapać.Była z siebie dumna gdyż szło jej o wiele lepiej niż zazwyczaj.Miotła jakby potrafiła czytać jej w myślach skręcała,hamowała i przyspieszała kiedy trzeba.Kiedy po raz dwudziesty złapała znicza stwierdziła że pomoże kolegom ćwiczyć obronę.Po udanych ćwiczeniach podszedł do niej Wood.
-Wspaniale ci szło.Jeśli podczas meczu to powtórzysz zwycięstwo mamy w kieszeni.Podziękowała kapitanowi za miły komentarz i pobiegła do szkoły gdyż za chwilę miało się rozpocząć wróżbiarstwo.
Panią Trelawney uwielbiała za oryginalność.Była zabawna,miała niesamowity gust i totalnego bzika na punkcie swojego przedmiotu. Beth ceniła bardzo tę cechę ponieważ to potwierdzało ogromną wiedzę jaką posiadała nauczycielka. Większość uczniów z niej żartowało pomimo iż jej przepowiednie naprawdę się sprawdzały. Dzisiejsza lekcja dotyczyła księżyca i jego wielkiego wpływu na człowieka.
-Ludzie uważają że to słońce jest najważniejsze.Wiadomo jest niezbędne w życiu roślin także dobrze działa na człowieka,ale zawsze zapominamy o tym srebrnym ciele niebieskim.Nie doceniamy jego ogromnej mocy i wpływu na nasze przeznaczenie.
-No to teraz rozczulajmy się nad księżycem-szepnął Goyle wywołując chichot w klasie.Sybilla nie zwróciła na to uwagi,rozdała każdej parze magiczną kulę i kazała wpatrywać się w jej wnętrze.
-To co zobaczycie jest bardzo ważne i może mieć wielkie znaczenie w przyszłości każdego z was-dodała po czym usiadła za biurkiem robiąc to samo co reszta.
-Widzę kolejny mecz Quiddicha.-powiedział Blaise-O! Ślizgoni triumfują!-po tych słowach oberwał  w kolano-No co?!-zaczął się tłumaczyć-Kula nie kłamie.
Nagle Beth  dostrzegła coś złotego,błyszczącego.Medal? Pierścionek? Nie..to były oczy.Pod wpływem impulsu gwałtownie machnęła ręką i strąciła kulę ze stołu,która z hukiem rozbiła się na podłodze.Profesor Trelawney sekundę później chwyciła jej dłoń pytając co zobaczyła. Beth wiedziała do kogo te oczy należały i to właśnie ją zszokowało.Fakt,myślała o Remusie zbyt często ale nie sądziła że może mieć on jakikolwiek wpływ na jej przyszłość.
-Co zobaczyłaś ??!!-powtórzyła gorączkowo nauczycielka.
-Ja...zobaczyłam...mamę..chyba na mnie krzyczała. Profesor odetchnęła z ulgą.
-To nic złego.Ależ mnie wystraszyłaś.A kulą się nie przejmuj,mam takich chyba setkę-poklepała przyjaźnie uczennicę po ramieniu. Reszta część lekcji minęła spokojnie pomimo głupich żartów rzucanych przez uczniów w jej kierunku.
"Świetnie,teraz uznają mnie za obłąkaną"-pomyślała wybiegając z sali.Z prędkością światła pokonała schody o mało co nie skręcając kostki i pognała w kierunku dormitorium.Usiadła w fotelu próbując uspokoić oddech.Znów emocje wzięły górę...chciała teraz móc porozmawiać z Charliem który na pewno umiałby jej pomóc.On jedyny..Ron z Ginny od zdarzenia w pociągu nawet nie zamienili z nią słowa.To naprawdę bolało,świadomość że twoje rodzeństwo nie chce cię widzieć.W dzieciństwie było o wiele prościej.Kłócili się jedynie o zabawki bądź miejsce przy stole godząc się 5 minut później.A teraz...gdy podrośli wszystko się zmieniło.Kłótnie weszły na wyższy poziom.Pocieszała siebie że może po prostu bliźniaki tak mają..ale było to marne pocieszenie.Nagle ktoś położył jej rękę na ramieniu.
-Harry? Co ty tu robisz?-spytała Beth kiedy chłopak zajął miejsce obok.
-Chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku...i przeprosić za wszystko.Ron zachował się jak głupek w pociągu a ja nic nie powiedziałem.Przepraszam.-rzekł spuszczając głowę w dół. Beth westchnęła
-Nic się nie stało.Ja też powinnam się opanować.Ale wtedy wybuchłam.-powiedziała przytulając go.
Pomimo iż Harry zbytnio nie przepadał za Malfoyem to nie stanęło na drodze ich przyjaźni.Ceniła chłopaka za szczerość i bezinteresowną pomoc. Bardzo polubiła także jego rodziców.Z przerażeniem słuchała opowieści o tym jak prawie zginęli z rąk Lorda Voldemorta. Ten w ostatniej chwili zniknął z ich mieszkania teleportując w inne miejsce.Niestety tej pamiętnej nocy zginęło młode małżeństwo czarodziei oraz ich roczna córeczka.Po tym zdarzeniu ministerstwo podwoiło straże w Azkabanie i ogłosiło stan wyjątkowy. Voldemort zniknął co nie oznaczało że to koniec wojny.Ona nadal trwała i co pewien czas pojawiały się donosy o kolejnym morderstwie nie tylko w świecie magicznym.Minister Magii stwierdził że śmierć zawsze będzie i zaprzestał podejmować jakiekolwiek działania. Dziewczyna szczerze nienawidziła człowieka.Później w pokoju pojawiły się Ginny i Hermiona. Przeprosiły za to co robiły i obiecały że już nigdy się od niej nie odwrócą.
-A co z Ronem?
-Zachowuje się jakoś dziwnie nie tylko w stosunku do ciebie-Ginny spojrzała na Hermionę
-Zerwaliście??-krzyknęła Beth
-Nie-rzekła Hermiona-Ale powiedziałam mu że ma się uspokoić bo ja dłużej tego nie wytrzymam i wyszłam.Ale nie rozmawiajmy o tym.Przejdzie mu.Wracajmy na lekcje-dodała po czym wszyscy uśmiechnęli się i zeszli na pierwsze piętro.Rozpoczęła się właśnie Obrona Przed Czarną Magią.Uczniowie zachwyceni nowym wystrojem chętnie zajęli miejsca z przodu.Elizabeth usiadła z Pansy w trzeciej ławce.Chwilę później do pomieszczenia wszedł profesor.
-Witam wszystkich bardzo serdecznie.Kiedy Albus Dumbledore zaproponował mi to stanowisko zgodziłem się bez wahania.Pomimo iż już co nieco słyszałem o pewnej klątwie która czyha na nauczycielach uczących tego przedmiotu mam nadzieję,że zostanę z wami troszkę dłużej.A więc zaczynajmy.Lekcja była niezwykle interesująca, nie nudna a co ważniejsze wszyscy brali w niej czynny udział.Remus Lupin okazał się zabawnym,ciepłym i sympatycznym nauczycielem.Ciekawie prowadził lekcję,ucząc a nie zmuszając do nauki.A to rzadkość. Beth po tym jak uśmiechnął się kilka razy w jej stronę nieco się uspokoiła.Przepowiednie i wizje można różnie interpretować.Zapewne chodziło o to że zaprzyjaźni się  z nim i czasem utną sobie pogawędkę.Z tą myślą podeszła do niego po zakończeniu zajęć.
-I jak mi poszło?-zaczął Remus układając książki na półce.
-Znośnie.Jak tak dalej pójdzie może cię nawet polubią.-dodała podając mu księgę zaklęć.Lupin odwrócił się w jej stronę widocznie myśląc o czymś intensywnie.
-Jesteś inna niż wszyscy...Od początku próbuję cię rozgryźć.
-I jak ci idzie?-spytała zaciekawiona.Nie miała pojęcia o co mu chodzi.Fakt rozmawiała z nim zupełnie inaczej niż z innymi nauczycielami.Po za tym ani razu nie zwróciła się do niego "panie profesorze",ale dlatego że nie widziała potrzeby.Czuła że może mu zaufać,a wywnioskowała to z kilku minut rozmowy.
-Na razie chyba dobrze.Rozmawiasz ze mną.
-Rozumiem,typ samotnika.Witaj w klubie-wyciągnęła w jego stronę dłoń a on uścisnął ją.Nagle ich serca znacznie przyspieszyły a oczy błyszczały bardziej niż zwykle.Jakby sam dotyk był za to odpowiedzialny.To uczucie bardzo im się spodobało.
-A ja cię rozgryzłam.Rozmawiasz z innymi,uprzejmie się do nich uśmiechasz,przytakujesz ale robisz to tylko dlatego że tego oczekują.Robisz to co chcą bądź spodziewają się że zrobisz.A swoje zdanie i opinie ukrywasz.Nauczysz mnie tego?
-Z wielką przyjemnością-rzekł już wiedząc że to początek czegoś niezwykłego.

2 komentarze: